Już pisałam trochę w innym miejscu. Jestem z Wrocławia. O twardzinie dowiedziałam się jakiś rok temu. Pierwsze objawy w 2008.
Te pierwsze objawy to Raynaud. Poszłam do lekarza, ten wysłał mnie do reumatologa, ten kazał zrobić kapilaroskopię. I zgodnie z zaleceniem wykonałam. Pani dr (bardzo miła) zignorowała mnie zupełnie. Zmian w palcach nie było, więc usłyszałam: "jak przestaniesz być nerwowa, to samo przejdzie". I nie przeszło. Palce robiły się częściej białe i na dłuższy czas. Ale ponieważ uznałam teorię miłej pani doktor za prawdziwą, na kontrolę poszłam dokładnie rok później. A skłoniły mnie do tego warunki atmosferyczne, które źle znosiłam. Kolejna kapilaroskopia (grudzień 2009)- zmiany w czwartych palcach. Dostałam nitrendypinę i tym razem usłyszałam: "po tabletkach będzie lepiej. Gdyby jednak coś się działo lub wyskoczyło, zadzwoń". W zimie miałam problemy z wyjściem na zewnątrz. Przy sporych mrozach, oprócz Renaud robi mi się słabo i mam mdłości. Badań innych nie wykonano. Przyszła wiosna i nic. Zgłosiłam się do innego lekarza. Zlecił ANA, krew i czynnik RF. Wyniki: CenP B +++, nukleosomy +, WBC 10.5, GRAN 7.4, czynnik RF ujemny. Dodatkowo USG serca: nic takiego, wypadanie płatków zastawki mitralnej i pozapalna dysfunkcja zastawki aortalnej.
Pojawiłam się z wynikami, lekarz stwierdził, że poczekamy, bo nie wie, co robić.
Zrobiłam poszerzoną diagnostykę ANA miesiąc temu. Wyniki: Ana, centromerowe 1:10000 (++++), CenA (+++), CenB (+++).
Dostałam od razu diagnozę: CREST oraz informację, że powinnam zacząć leczenie. Ponownie zgłosiłam się do lekarza, który powiedział: "nie mam pojęcia, jak to się leczy; musisz znaleźć innego". Złożyłam również obietnicę, że jak czegoś się dowiem, to przekażę:) Więc kolejny lekarz. Tym razem trafiłam dobrze. Od razu kapilaroskopia i zmiany już we wszystkich palcach (megakapilary i inne takie). Zakwalifikowano mnie do "pełnego leczenia", bo zmiany były już wystarczająco duże. W czwartek mam tomografię, koniec grudnia pulmonolog i badanie czynnościowe, zostaje jeszcze rezonans głowy. To ostatnie ze względu na wcześniejsze zmiany mózgu, prawdopodobnie naczyniopochodne. Mam czasami problemy z widzeniem w lewym oku, ciemniejszą karnację, lekkie przebarwienia, rumień na twarzy, często podwyższoną temperaturę, świąd skóry, problemy z przełykiem. A.... teraz biorę isoptin i nitrendypinę. Leczenie będzie ustalone po wynikach badań. Z palcami gorzej, mam już widoczne zmiany, czasami przez kilka godzin nie wraca mi czucie. Kazano mi zmienić pracę (bo dużo czasu przebywam na zewnątrz) i pozbyć się nałogu (palenie). Pierwsze odpada, bo dzięki temu zarabiam, z drugim też łatwo nie jest. To chyba tak w skrócie. Chociaż patrząc na ilość słów, to o skrócie mowy nie ma. Przepraszam, jeżeli ktoś usnął przy czytaniu. To nie było zamierzone działanie. Nie chcę też, żeby doszło do absurdalnej sytuacji, że cokolwiek by się nie działo, będę to wiązała z chorobą. Nie chcę, żeby zdominowała moje życie. Już i tak znacznie ogranicza moje działania (mam na myśli głównie pracę, którą lubię).