Krystyna Janda: Może czas zwijać żagle? - Pierwszy raz po pięciu latach pomyślałam sobie, że czas zwijać żagle - powiedziała Krystyna Janda Dominice Wielowieyskiej o kryzysie jaki przeżywają jej teatry. - Nie mamy rezerw, straciliśmy płynność finansową, mówię to już teraz otwarcie.
Krystyna Janda zdradziła, że jej artystyczno-biznesowe projekty przeżywają kryzys. - Zastanawiałam się, czy nie wystąpić do ministra o jednorazową pożyczkę, ale już taką wzięliśmy na remont Ochoty - powiedziała. Aktorka przed pięcioma laty otworzyła w byłym kinie Polonia w Warszawie teatr, a niedawno drugą scenę (Och-teatr, w dawnym kinie Ochota) prowadzonej przez siebie fundacji na rzecz kultury.
- Nie ukrywam, że jestem zmęczona, coraz trudniej namówić kolegów na granie. Wszyscy gonią za pieniędzmi, jest coraz więcej seriali - narzeka aktorka, która chciałaby wystawiać sztuki blokami, np. przez miesiąc, ale nie stać ją, by zatrudnić aktorów na etat.
Janda wspomina też, że sprawy z prowadzeniem takiej instytucji, jaką jest teatr, bardzo ją absorbują. - Jestem dla tych dwóch sal na absolutną wyłączność, od rana do nocy. Odmówiłam gry w dwóch zagranicznych filmach. Jednak to mnie trochę już męczy - przyznała.
Aktorka powiedziała także, że takie przedsięwzięcie jak ambitny, prywatny teatr ma ogromne trudności z utrzymaniem się, a jego. budżet "z założenia się zeruje". - Jeśli decyduję się na wystawienie Becketa, to muszę od razu ustawić obok tytuł, który na tego Becketa zarabiał.
Źródło: Tokfm.pl
Wiecie co/jak słyszę w mediach,jak to my-jako kraj przeszliśmy "suchą stopą" przez kryzys,to mnie...po prostu trafia.Abstrahuję oczywiście trochę,ale...jak ma się teatr utrzymać ,skoro zwyczajnie ludzi nie stać ,by iść tam
*******************************************************************************************************************************************************************
Zapowiada się ciekawie,nie sądzicie?
Człowiek, który gapił się na kozy2010-05-06 Michał Raińczuk
"Człowiek, który gapił się na kozy" to jeden z tych filmów, które udając zwariowaną komedię, pokazują, jak bardzo szalony jest świat. Co, w gruncie rzeczy, wcale nie jest takie wesołe.
Bob Wilton (Ewan McGregor), bohater i narrator "Człowieka, który gapił się na kozy", jest reporterem na życiowym zakręcie. Opuściła go żona, w pracy się nie układa. Receptą na prywatne i zawodowe niepowodzenia ma być służbowy wyjazd do Iraku. Podczas stacjonowania w pobliskim Kuwejcie Wilton poznaje niejakiego Lyna Cassady'ego (rewelacyjny George Clooney). Ten opowiada mu o tajnej amerykańskiej jednostce wojskowej, Pierwszym Batalionie Matki Ziemi. W jej skład wchodzą specjalnie wyselekcjonowani super żołnierze... obdarzeni paranormalnymi zdolnościami.
Żołnierze, którzy za pomocą siły umysłu próbują przejść przez ścianę lub stać się niewidzialnymi, sposoby na pacyfikowanie wroga poprzez emitowanie relaksującej muzyki i przekazanie symbolicznego zwierzątka - to wszystko najpierw śmieszy do łez, a po chwili zastanowienia niepokoi. Niepokoi tym bardziej, im bardziej Ronson twierdzi, że historia, którą tak lekko i ze swadą opisuje, jest prawdziwa - pisaliśmy niedawno w recenzji książki Jona Ronsona, która posłużyła za kanwę scenariusza "Człowieka, który gapił się na kozy.
Człowiek, który gapił się na kozy.html
fot. Forum Film
Film, choć znacząco różni się od swego pierwowzoru, ma podobną siłę oddziaływania. Grant Heslov bardzo dobrze poradził sobie z wyzwaniem, jakim było przeniesienie na ekran paradokumentalnej prozy brytyjskiego dziennikarza. "Człowiek, który gapił się na kozy" jest jednym z rzadkich przykładów udanych ekranizacji, których twórcom udaje się przykroić literaturę na potrzeby kina, jednocześnie nie gubiąc po drodze jej specyficznego charakteru.
Heslov nie podołałby jednak temu bez silnego wsparcia w postaci bezbłędnie dobranych aktorów. Galerię niezwykłych, cudacznych postaci, jakie przewijają się przez ekran, tworzą tacy mistrzowie fachu jak obdarzony niezwykłymi komicznymi zdolnościami George Clonney, specjalizujący się w rolach dziwaków Jeff Bridges czy rzadko zawodzący Kevin Spacey. Bez nich satyra na świat, w którym karty rozdają ćwierćinteligenci w mundurach, nadal byłaby celna, ale straciłaby wiele ze swego anarchistycznie odjechanego uroku.
http://kulturaonline.pl/czlowiek,ktory, ... ,8834.html